poniedziałek, 25 grudnia 2017

Rozdział VI


twenty one pilots: Holding On To You [OFFICIAL VIDEO]

(Kocham to za mało <3)

(Wiktoria)


Życie może być piękne, nawet bardzo. Decyzja o odwiedzeniu Justyny była najlepszą decyzją w 
moim życiu... Nigdy jeszcze nie byłam tak szczęśliwa. To jest jak sen, ale to rzeczywistość i to tak prawdziwa. Spotkałam tego swojego wymarzonego księcia na białym koniu. W głębi duszy zawsze wiedziałam, że moim wyśnionym ideałem był właśnie zielonooki Niemiec o blond włosach, ale... to zawsze były tylko dziecinne marzenia, które nigdy nie miały się spełnić, a teraz... Widzę jego twarz i jego oczy wpatrujące się w moje. Kocham go, to jedyna rzecz jaką w tym momencie wiem i jedyna rzecz, która się dla mnie liczy. Ale to wszystko jest takie dziwne, nasze drogi się rozmijają. On jest piłkarzem jednego z najlepszych klubów na świecie i to wszystko może się zaraz skończyć. Bańka pryśnie... Ja wrócę do Słowacji, a on do Dortmundu. Co wtedy? Koniec... On nie będzie miał czasu, ciągłe mecze i treningi. Nie będzie tam prawie wcale miejsca dla mnie, zwłaszcza, że mieszkam tak daleko. Będę go widziała może raz na miesiąc, a ja chciałabym go widzieć codziennie... 
- Co dalej? - pytam, chcąc usłyszeć jak najlepszą odpowiedź.

- Co masz na myśli? 
- Za niedługo wrócę do Słowacji, a ty do Niemiec. Co wtedy? Nie che cię widzieć tylko raz na jakiś czas...- mówię, a do oczu napływają mi łzy.
- Błagam cię nie płacz... Zrobię wszystko, żebyś zawsze była blisko.(zabójczy rym) 
- Zawsze tak się mówi. Muszę iść. Nie idź za mną, proszę...- mówię i idę do Justyny, ale gdy byłam już dość blisko jej domu zmieniłam zdanie i poszłam do parku.


(Justyna)


Gdy zobaczyłam jego twarz zaczęłam się śmiać. Chęć zabicia go nieco stopniała, gdy zobaczyłam jego twarz...

- Wchodź... - powiedziałam z małymi kłopotami, alkohol robi swoje.

- Boże... Przecież ty nie pijesz... To przeze mnie?
- Nie, przez Świętego Mikołaja!- wykrzyczałam radosnym głosem, który w normalnych warunkach nigdy nie wydobyłby się z moich ust.

Wszedł do środka i po chwili zobaczył jego zdjęcie na ścianie, które służyło mi jako tarcza do rzutek. Jego mina była zabójcza, nie dziwię się. Byłabym nieco zaskoczona, gdybym zobaczyła coś takiego. Bez żadnych zmartwień otworzyłam drugie wino. Zaczęłam znów wprowadzać się w jeszcze głębszy stan upojenia alkoholowego, a potem już nic nie pamiętam...
                                             *** 
Obudziłam się rano (13:45) w swoim łóżku i strasznie bolała mnie głowa obróciłam się na łóżku i przeraziłam. Zaczęłam krzyczeć, a on się obudził.
- Co ty robisz w moim łóżku? - zapytałam go przerażona, a w głowie miałam jedno zdanie... „OBY TO NIE BYŁO TO O CZYM MYŚLĘ!!!” 
- Upiłaś się i zasnęłaś. Zaniosłem cię na górę i wtedy się obudziłaś i powiedziałaś, żebym został, więc zostałem i potem też zasnąłem...

Czuję niesamowitą ulgę...
- Mam nadzieję, że nie mówiłam ani nie robiłam głupich rzeczy... 
- Właściwie to troszeczkę tak... Przytulałaś mnie i mówiłaś dziwne rzeczy.- świetnie, no po prostu świetnie.
- Dziwne to znaczy?- zapytałam, bojąc się co może mi odpowiedzieć. 
- Mówiłaś, że mnie kochasz i, że jestem debilem...- powiedział, a ja miałam ochotę zacząć uderzać z całej siły głową o ścianę.
- To drugie by się zgadzało.- powiedziałam z dziwną satysfakcją, a jednocześnie z przerażeniem, że wczoraj, gdy byłam pijana, powiedziałam mu prawdę- tak kocham go, choć bardzo bym tego nie chciała... 
- A to pierwsze?- powiedział z uśmiechem, a ja nie mogłam pokazać tego co czuję, bo wtedy zbyt łatwo mógłby mnie zniszczyć.
- Wyjdź!- powiedziałam by zachować jakieś pozory swojej nienawiści do niego. 
Wzięłam telefon i zobaczyłam 10 nieodebranych połączeń od Wiktorii i 3 SMS'y. Od mamy, Basi i Wiktorii. Mama po prostu pyta co u mnie i kiedy ich odwiedzę, odpisuję jej, że wszystko jest genialne, ale prawda jest zupełnie inna. Boli mnie głowa, a właściwie to wszystkie części ciała, wciąż nie wiem co on do mnie czuję, jestem zagubiona i bardzo szkoda mi Juliana... Pozostałe wiadomości nie są dobre. 
- Dlaczego wszyscy faceci to tacy IDIOCI?!??- mówię zdenerwowana. 
- Co się stało?- zapytał zmartwiony i zdziwiony Mario.
- Normalnie zabiję Edena i Marco. Zabiję! Przez tego kretyna Basia wraca do Polski, bo on się tylko nią bawił, a Wiktoria jest smutna, bo nie wie co będzie, gdy Marco wróci do swojego życia, a ona do swojego...
- To niech się ożenią!!!- krzyknął Mario z wielkim entuzjazmem.- Ten pomysł jest tak świetny, że nigdy nie pomyślałabym, że on mógłby wyjść z twoich ust. Uznaj to za komplement... Tylko czy oni tego chcą? W sumie odpowiedź jest oczywista. Już widzę ten ślub. Wiktorię w pięknej, śnieżnobiałej sukience, z bukietem krwisto czerwonych róż, z uśmiechem na twarzy i Marco w gustownym garniturze podkreślającym zieleń jego oczu. Pewnie złapałabym bukiet, ale i tak nikogo sobie nigdy nie znajdę, więc oddałabym go komuś, zapewne Basi. Była by szczęśliwa, bo zaproszenie na ślub dostałby też Thi. Już widzę ich tańczących...- gdy tak mówiłam o rzeczach, od których moje życie jest tak dalekie, czułam się coraz gorzej. Wewnętrznie umierałam, ale działo się to w taki sposób by z zewnątrz nie było tego widać. Nie zdradziła mnie nawet samotna (jak ja) łza spływająca po moim policzku... Mój umysł jest teraz w jakimś dziwnym miejscu i nie umiem go kontrolować. 
- Świetny pomysł.- powiedział Mario z aprobatą. Wiedziałam, że nic nie zauważy...
- Wiem, bo mój, ale na ślub bym sama nie wpadła, więc masz w tym swoją zasługę. A teraz dzwoń do Marco!!!- powiedziałam, próbując nie myśleć o swoich problemach. Mario zadzwonił, a najpiękniejsze było to, że Marco sam o tym myślał i już kupił pierścionek... Pięknie, więc pierwsza część planu zaliczona, tylko czy Wiktoria się zgodzi??

(od zawsze marzyła o swoim niemieckim księciu z bajki o blond włosach, więc... odpowiedź jest prosta, bardzo prosta)


(Wiktoria)


Obudziłam się na ławce w parku i było mi strasznie zimno. Nagle zadzwonił mój telefon. To on. Odbieram i słyszę jego cudowny głos. Spodziewam się przeprosin, jakiejś obietnicy. Po prostu spodziewam się czegokolwiek...
- Cześć, mogłabyś przyjść do domu Justyny, bo ona coś os ciebie chcę, a rozładował jej się telefon.
- Okey. Już idę. Pa.- wow świetna rozmowa, spodziewałam się czegoś więcej. Mój entuzjazm sięga zenitu...

Otwieram drzwi domu mojej przyjaciółki, bo wiem że są otwarte. Wchodzę do środka i widzę Marco. 
- Wiem, że to dziwne i trochę spontaniczne, ale nic nie mogę poradzić na to, że cię kocham...- klęka i wyciąga małe pudełeczko z pierścionkiem.- Czy uczynisz mnie najszczęśliwszym mężczyzną na Ziemi?
- NIE!- powiedziałam, a on posmutniał.- Żartowałam. Oczywiście, że TAK!!! 
Wsunął pierścionek na mój palec i pocałował mnie, a z pokoju obok wyszła Justyna i Mario i zaczęli bić nam brawo.
- Nastraszyłaś mnie tym „NIE!”.
- Przepraszam... Nie moja wina, że wariuję z miłości.
- Jeju! Jak ja się cieszę! Mogłabym nawet teraz kogoś przytulić...- powiedziała Justyna. 
- Zgłaszam się na ochotnika.- powiedział z uśmiechem przyjaciel mojego przyszłego męża. Przyszłego MĘŻA, jak to cudownie brzmi... 
- A wiesz co, zgadzam się!- powiedziała i go przytuliła.
- Widzę, że następny ślub się szykuję!- powiedziałam ze śmiechem i wtedy się od siebie odsunęli. To takie dziwne, że nie są w stanie przyznać się do tego co czują. Ale ja już wiem co zrobić...
- Ta już to widzę...- powiedziała Justyna bez żadnego entuzjazmu. Co się dzieję? Przecież ona zawsze była pełna optymizmu i energii...

(Basia)

Siedziałam już w samolocie do Polski, ale tym razem nie czytałam tak jak zawsze. W mojej głowie było tak dużo myśli, że nie byłam w stanie czytać. Główną role w moich myślach odgrywała pewna osoba, ale sama nie wiem co to znaczy, albo nie chcę wiedzieć... Nie mogę się doczekać, aż dolecę i spotkam się z Maćkiem. Tak dawno go nie widziałam, nie słyszałam jego głosu. Powiedziałam mu, że wracam i będzie na mnie czekał na lotnisku. Doleciałam... Widzę uśmiechniętą twarz Maćka i chcę mi się płakać ze szczęścia. Przytulam go i czuję się tak jakbym była w niebie. Znów w tej ukochanej Polsce, za którą tak tęskniłam. Znów w prawdziwym domu. - Co ciekawego robiłaś w tej Anglii?- pyta mnie, a ja zaczynam płakać, a najgorsze jest to, że nie chodzi tylko o Edena... Opowiadam mu wszystko i dzięki temu choć na chwilę czuję się lepiej. Maciek od zawsze był jedyną osobą, z którą mogłam porozmawiać o wszystkim w każdej chwili. Wróciliśmy do domu. Mama na mój widok zaczęła płakać ze szczęścia i ja oczywiście też się wzruszyłam. Poczęstowano mnie cudownym plackiem czekoladowym, który jest słynnym wypiekiem mojej mamy. Słucham opowieści mojego taty i choć na chwilę zapominam o tym wszystkim co mnie przytłacza. Czuję znów to rodzinne ciepło, którego mi brakowało. Później oglądam z Kubą telewizję. Mój brat skacze z kanału na kanał (hahah taki narciarski żart) w poszukiwaniu czegoś co da się oglądać i nagle mym oczom ukazuję się mecz i to Chelsea. Kuba już chce przełączać, a ja mówię coś czego nigdy bym się po sobie nie spodziewała.
- Zostaw...- mówię, a jego zdziwiona mina mnie rozwala. 
Widzę Edena i czuję ból, Oscara i się uśmiecham, widzę jego, tego młodego Belga na bramce klubu, będącego dumą Londynu, i zaczynam się śmiać bez opamiętania, a mój brat myśli, że oszalałam, i wychodzi.

Zostaję sama i czuję się dziwnie. Poznałam ich i jeszcze innych... Tyle osób o tym marzy, a przytrafiło się to osobie, która w tamtym momencie nawet nie lubiła piłki nożnej. Najlepsze i najśmieszniejsze jest to, że on jest daleko, a mam wrażenie, że jest blisko... Tak.... MÓWIĘ O KUBIE... (TAKKK). Oglądam mecz do końca. Chelsea wygrało z Arsenalem 3:1 
i jestem z tego powodu bardzo szczęśliwa. Po meczu

są wywiady i jeden z nich mnie rozwala...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz