(ojj tak <3)
(Julian)
Opowiem wam o czymś
dziwnym... O czymś bardzo dziwnym i tak pogmatwanym, że sam
niekiedy
się w tym gubię. Zaczęło się tak jak zawsze, czyli
zwyczajnie...
Robert zaprosił mnie na swoje urodziny i byłem z
tego powodu po prostu zachwycony, bo „uwielbiam”
imprezy. Spodziewałem się, że nie będzie za ciekawie. Na
początku tego typu zabawy są zabójczo drętwe, chyba
że kogoś spotkasz...
Wchodzę z myślą, że umrę z nudów i widzę
JĄ. Nie znam jej, nawet nie wiem kim jest,
a przyciągnęło mnie
do niej to, że jest jedyną osobą na tej imprezie, która
nie piję, tak jak ja.
Z bliska okazała się być bardzo ładną
dziewczyną, która z każdym wypowiedzianym słowem stawała się
dla mnie coraz bardziej wyjątkowa. Tak ta impreza zaczęła się
robić coraz ciekawsza...
- Uwielbiam takie
imprezy...- powiedziałem z ironią.
- Kolejna rzecz,
która nas łączy.- powiedziała ze śmiechem.
- Myślałem, że będzie gorzej. Dzięki tobie ta impreza jest
naprawdę fajna.
- Powiem ci, że
muszę powiedzieć to samo. Rzadko spotyka się tak fajnego chłopaka
na IMPREZIE.
- Dzięki...
Zatańczysz?- zapytałem, a ona się zgodziła. Niby to nic, ale
w tamtym momencie było to dla mnie bardzo ważne. Właściwie, to
nawet teraz jest...
Była jedyną dziewczyną, która ze mną rozmawiała nie ze względu
na to kim jestem. W jej towarzystwie czułem się świetnie. To była
najlepsza impreza w moim życiu, która niestety się skończyła.
A wtedy dowiedziałem się, że jest siostrą Roberta.
Wtedy też dała mi małą karteczkę, na której był jej numer.
Uśmiechnęła się i ten uśmiech był ostatnim gwoździem do mojej
trumny. Zakochałem się w niej... Niestety karteczkę zabrał mi
Reus i zgubił w niewyjaśniony sposób. Chciałem go zabić, bo
naprawdę mi na niej zależało...
- Uuuu Julian się
zakochał!- zaczął się ze mnie nabijać Reus.
- Zamknij się!
Tak to się zaczęło... Niby prosta historia, a przerodziła się w coś pięknego. Nie zawsze było łatwo, bo przez długi czas ona nic do mnie nie czuła, a ja wręcz przeciwnie. Było wiele przeszkód, a m.in. Mario, który prawie to wszystko popsuł, ale w końcu... Przyszedł ten dzień, ten dzień w którym leżała w szpitalu i wszystko się zmieniło, a później- żyli długo i szczęśliwie...
KONIEC (DEFINITYWNY)