Robin Schulz - Shed A Light
(Ta pieśń tak bardzo tu pasuję... tak bardzo <3)
(Justyna)
Nie zwolniłam i uderzyłam w drzewo z dużą siłą. Co dalej? Czarna dziura...
***
Wpadam w bardzo dziwny stan i trudno mi określić, czy jest to rzeczywistość czy sen. Nie mam nawet pewności czy jeszcze w ogóle żyję. Widzę tego idiotę MARIO, który błyskawicznie
zmienia się w Juliana i tak w kółko. To tak bardzo realne, że to musi być sen i to bardzo męczący. Później po mojej głowie "biega" mnóstwo obrazów w tym samym czasie, co za chwilę sprawi, że mój mózg pęknie. W końcu ta chora karuzela na szczęście się kończy i widzę po prostu Juliana i wtedy się budzę... Otwieram oczy i zastanawiam się gdzie jestem. Drogą
dedukcji doszłam
do tego, że to musi być szpital, bo mam podpiętą kroplówkę i
leżę w szpitalnym łóżku. To spora wskazówka. W dodatku otacza mnie ten specyficzny zapach szpitala...
Rozglądam się po sali, zauważam kalendarz i datę. Jestem tu od trzech dni... Sala z początku
wydała mi się pusta, nikt nie zechciał odwiedzić Justyny w szpitalu, która trafiła tu w bardzo głupi sposób. Znów sama- pomyślałam i
zauważyłam, że na krzesełku śpi ON
(to zabawne, bo pewnie
wszyscy pomyśleli by, że to Julian, ale to jest MARIO- szok!!).
Zauważam, że się budzi, więc udaję, że wciąż jestem w śpiączce. Nie chcę z nim rozmawiać, nie chcę go widzieć. Nie chcę żeby on w ogóle istniał...
- Dlaczego
jeszcze nie wstałaś? Bawisz się w śpiącą królewnę? Chciałbym
być twoim księciem i dobrze o tym wiesz... Tak długo cię nie
widziałem, a teraz nie mogę nawet usłyszeć twojego głosu. Nawet w szpitalnym łóżku jesteś tak przepiękna. Dlaczego zniknęłaś na tak długo? Przecież ty mnie nie słyszysz...-
dotyka ręką mojej twarzy, a mi chcę się rzygać. Nagle słyszę dźwięk
otwierających się drzwi. Proszę niech mnie ktoś uratuję.
- Zostaw
ją.- słyszę głos i można się domyślić czyj...- Po co tu
przyszedłeś? - Bo ją kocham?- mówi z czymś dziwnym w głosie, z czymś czego nie jestem w stanie zidentyfikować. To coś co wymierzył prosto w Juliana, tak jakby chciał przypomnieć, że to jego wolałam...
- Ale ona ciebie nie...-po jego głosie słyszę, że jest coraz bardziej zdenerwowany.
- A niby ciebie?? Jesteś żałosny. Myślisz, że cokolwiek dla niej znaczysz? Mylisz się... Gdyby nie spała, to też by się z ciebie śmiała.- mówi ze śmiechem i gdybym mogła to urwałabym mu głowę. Powiesiła bym ją jako trofeum nad kanapą w salonie. To by wyglądało cudownie, ale jego tempa twarzyczka zapewne zepsuła by mi trochę wystrój.
- Śpi?- Julian się śmieję.- Nie sądzę, by osoby w śpiączce mogły by uśmiechać się na dźwięk mojego głosu...
- Spostrzegawczy
jesteś...- mówię, a mina Mario mnie rozwala i
czuję dziką satysfakcję.- Wyjdź stąd!
- Nie?-
mówi Mario.
- TAK!-
odpowiada mu Julian. - Sam tego chciałeś...- Mario próbuję go uderzyć, ale Julian w ostatniej chwili unika ciosu i sam uderza Mario w nos. Polała się krew, a Mario wyszedł wkurzony. Zostałam sama z Julianem.
Z moim księciem z bajki, a raczej księciem z PSG..
- Dzięki, bez ciebie bym sobie nie poradziła...
- Daj spokój, dałabyś radę. Znam cię...
Wstałam
z łóżka, mimo że nie powinnam. Miałam z tym sporo problemów, zwłaszcza dlatego że kroplówka nie chciała mnie puścić. Musiałam ją wziąć ze sobą...
- Nie
o to mi chodzi... Gdyby nie ty, to nigdy nie przestałabym go
kochać...- podeszłam bliżej.- Nie wiem co powiedzieć. - Nic nie mów...- i mnie pocałował.
KONIEC, prawie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz